Ach te szpilki
Zmora lekarzy, atrybut kobiecości, jedna z największych damskich słabości… Szpilki, bo o nich mowa, stały się symbolem współczesnej mody. Panie gotowe są znieść wszelkie niewygody, by pokazać się w tych niezwykłych butach, a panowie nie mogą oderwać wzroku od pięknie wyeksponowanych przez nie nóg. Bez szykownych szpilek trudno wyobrazić sobie wyjściową damską stylizację.
Choć szpilki jakie znamy dziś narodziły się dopiero w pierwszej połowie XX wieku, historia obcasów jest znacznie dłuższa. Co ciekawe jako pierwsi na obcasach chodzili panowie…
Zaczęło się już w starożytności. Wówczas podwyższone buty zakładali aktorzy występujący w teatrze greckim. Cel był prosty – dzięki nim, aktorzy byli wyżsi i lepiej widoczni dla widzów, nawet tych siedzących w ostatnich rzędach.
Po raz kolejny buty na obcasach pojawiają się w XVI wieku. Tym razem we Włoszech – choć tak naprawdę trafiły tu z Turcji. Tak wysokich butów, jakie wówczas noszono, dziś nie włożyłaby chyba nawet Lady Gaga.
Modne we Włoszech obuwie nazywane chopines lub zaccoli było przedziwnym połączeniem koturny i obcasa umieszczonego nie pod piętą, a na środku podeszwy. Wysokość obcasa świadczyła o statusie posiadaczki. Panie naprawdę wysoko urodzone, które chciały pochwalić się swoją pozycją, „wędrowały” nawet pół metra nad ziemią.
Biorąc pd uwagę jak wielką sztuką jest poruszanie się w nawet 10-centymetrowych szpilkach, łatwo sobie wyobrazić spacer w butach na 50-centymetrowej koturnie. Jednak moda ponad wszystko. Dlatego XVI-wieczne elegantki zamiast rezygnować z modnych butów, stawiały na pomoc służących. Dzięki wsparciu na ich ramieniu, mogły przemierzać niewielkie odległości, budzić zazdrość i zadawać szyku.
Na bazie tych, z dzisiejszej perspektywy – komicznych butów, powstały kolejne wariacje – np. buty na dwóch obcasach, jednym umieszczonym pod palcami, drugim – pod piętą.
Choć chopines z całą pewnością nie były ani wygodne, ani praktyczne, przetrwały aż do początków XVIII wieku. Największą popularnością cieszyły się w Wenecji, gdzie były nieodłącznym elementem garderoby zarówno wielkich dam, jak i… kurtyzan.
Z Włoch obcasy trafiły do całej Europy. Na sztychu z końca XVI wieku widać, że także królowa brytyjska Elżbieta I ma buty na obcasie – prawdopodobnie drewnianym. Wiadomo, że wysokie buty pokochali też Francuzi. Co ciekawe na francuskim dworze obcasy pojawiły się nie jako element stylizacji, a jako praktycznego obuwia do konnej jazdy. Obcas sprawiał, że jeździec łatwiej utrzymywał stopy w strzemionach. Biorąc pod uwagę rodowód, trudno się dziwić, że jako pierwsi na francuskim dworze, na obcasach chodzili panowie. Podwyższone buty szybko przeniosły się bowiem z padoku na salony.
Wysokich obcasów przyszłemu mężowi pozazdrościła Katarzyna Medycejska. Gdy wychodziła za Henryka była młodziutką dziewczyną, a nie chciała wyglądać na dziecko. Postanowiła dorównać mężowi wzrostem i zażyczyła sobie butów na obcasie, w których pójdzie do ślubu.
Moda, która zapanowała na dworze, szybko rozprzestrzeniła się na cały kraj. Francuscy arystokraci obojga płci nie wyobrażali sobie chodzenia w płaskich butach.
Modę na obcasy obcięła – w przenośni i dosłownie – francuska rewolucja. Obcasy stały się symbolem wywyższenia i były obcinane równie chętnie, jak głowy arystokratów.
Mimo historycznych zawirowań i tego, że podwyższone buty zawsze były mniej wygodne od płaskich, obcasy które rozbudziły już kobiecą wyobraźnię, znów znalazły sposób, by wrócić do łask. W XIX wieku nosiła je Cesarzowa Eugenia, wzorująca się na postaci Marii Antoniny. Po wysokie buty sięgały też kurtyzany, które nawet jeśli nie czerpały z podobnych wzorców, dostrzegły potencjał obcasów i ich działanie na mężczyzn.
Na przełomie XIX i XX wieku zaczęły powstawać liczne wariacje niezbyt wysokich, klasycznych obcasów – koturny, platformy i w końcu subtelne, zwężające się obcasy, dziś zwane szpilkami.
Rozpoczęła się prawdziwa „obcasowa rewolucja”. W USA uruchomiono pierwszą fabrykę obcasów, a w Europie fizyk Olbrecht Kliczka wymyślił pierwowzór dzisiejszej szpilki – przynajmniej tak głosi jedna z teorii. Za ojców cienkich wysokich obcasów uważani są Salvatore’a Ferragamo i Rogera Viviera. Jednym z pierwszych miejsc, gdzie królowały szpilki, był pokaz mody Christiana Diora z 1947 roku. To właśnie tą datę uważa się umownie, za monet narodzenia tego budzącego tak wielkie uczucia obuwia.
Choć może się wydawać, że z obcasem, czy bez – to wciąż tylko buty, miliony kobiet na świecie przeczą tak przyziemnemu stosunkowi do tego obuwia, marząc o pięknej i bardzo drogiej parze od Manolo Blahnika, Jimmy’ego Choo czy Christiana Louboutina.
I absolutnie nie przeszkadza im fakt, że obuwia tego, mimo najszczerszych chęci, nie można uznać ani za wygodne, ani tym bardziej korzystne dla zdrowia.
Zdaniem części lekarzy na pudełkach ze szpilkami powinno się nawet umieszczać podobne ostrzeżenia, jakie znajdziemy na opakowaniach papierosów. Na dowód przytaczają statystyki – na 10 osób mających problem z kręgosłupem, aż 7 nosi wysokie obcasy.
Nie trzeba specjalistycznej wiedzy, by zrozumieć, że w takich butach ciężar ciała nie rozkłada się tak jak zaplanowała to natura, a nadmiernie obciąża palce. Taka pozycja prowadzi może powodować deformacje stóp, zwłaszcza powstawania halluksów. Chodzenia na szpilkach nienaturalnie zmienia też pozycję ciała podczas chodzenia – uginamy kolana i przesadnie wysuwamy do przodu biodra, co prowadzi do niewłaściwego wygięcia lędźwiowego odcinka kręgosłupa i jego nadmiernego przeciążenia. To nie wszystko – niestabilność kręgosłupa, to większe ryzyko urazów, zwłaszcza stawów kolanowych. Jednocześnie uniesiona pięta prowadzi do przykurczów mięśni nóg. A przesadnie częste noszenie wysokich obcasów może w przyszłości skutkować osteoporozą.
Biorąc pod uwagę listę potencjalnych niepożądanych skutków noszenia szpilek, rozsądek podpowiada, by ich unikać. Jednak, jak wiadomo miłość jest ślepa. Nie kochamy przecież za coś, a pomimo czegoś… Żeby jednak to uczucie nie zmieniło się w toksyczny związek, warto zachować rozsądek. Jest kilka sposobów, które pozwolą cieszyć się urodą tych wspaniałych butów i zminimalizować skutki ich używania.
1. Szpilki to buty na specjalne okazje. Sięgajmy po nie tylko w sytuacjach, gdy naprawdę chcemy się pokazać i nie nośmy zbyt długo. Po wielkim „wejściu” lepiej zmienić wysokie szpilki na wygodne, ładne, płaskie baleriny – stopy tak się nie zmęczą, a i tańczyć w takim obuwiu znacznie wygodniej. Na co dzień lepiej postawić na eleganckie płaskie buty, które nie obciążają stawów i kręgosłupa.
2. Nie prowadź auta w szpilkach. Pomijając już udrękę dla nóg, pamiętaj, że w takich butach nie masz pełnej kontroli nad pedałami. Poza tym szybko zetrzesz obcas.
3. Szpilki kupuj wieczorem. Stopa rano jest wypoczęta i… mniejsza. Nie chodzi o długość, a bardziej o szerokość stopy, która po całym dniu dźwigania naszego ciała wyraźnie „rośnie”. A że w szpilkach będziemy raczej występować wieczorem, kupmy buty w „wieczorowym rozmiarze”.
4. Dobierz wkładkę! Jeśli masz tendencje do halluksów, albo innych deformacji, albo dużo czasu spędzasz w niewygodnych butach, postaw na specjalistyczne wkładki. Najlepsze będą te zrobione na zamówienia, na podstawie indywidualnego odcisku stopy.
5. Chodź boso! Aby pozwolić odpocząć stopom i kręgosłupowi jak najczęściej spaceruj na bosaka. Najlepiej po piasku lub trawie. Także w domu można przynieść ulgę nogom np. bawiąc się podczas pracy przy komputerze specjalnymi urządzeniami do masażu stóp – idealne do tego celu są drewniane „kolczaste” wałki.
Twoje stopy z pewnością będą wdzięczne za okazaną im troskę i jeszcze piękniej będą się prezentowały w ukochanych, pięknych szpilkach!