Taniec na rurze – sport dla wszystkich
Mama trzech synów, żona, właścicielka dwóch adopciaków, biznesmenka i zapalona tancerka na rurze. Choć kiedy opowiada o swojej nowej pasji więcej w jej słowach miłości do akrobatyki, sportu i wyzwań niż samego tańca. Na szczęście pole dance rozwija się nie tylko szybko, ale też w różnych kierunkach, więc każdy w tym sporcie znajdzie coś dla siebie. O tańcu na rurze i życiu z pasją rozmawiamy z Marzeną Tańską, która w tym sporcie odkryła swoje nowe hobby, sposób na spędzanie wolnego czasu i drogę do dobrego samopoczucia.
– Panuje przekonanie, że pole dance to dyscyplina, którą ostatnio zachwyciły się nastolatki. Ty odkryłaś taniec na rurze już jako mama trójki chłopaków. Jesteś wyjątkiem? Skąd w ogóle pomysł na akurat taką formę aktywności fizycznej?
– (Śmiech) Nie, nie jestem wyjątkiem. Jak w wielu innych sportach, zwłaszcza takich które wymagają trochę wysiłku przeważają osoby młode i bardzo młode, ale dziewczyny takie jak ja, między 30, a 40 też chętnie zaczynają swoją przygodę z tańcem na rurze i mają z tego mnóstwo satysfakcji i naprawdę widoczne rezultaty jeśli chodzi o sprawność fizyczną i kształtowanie sylwetki. Ja właśnie w ten sposób odkryłam pole dance. Ważyłam 70 kilogramów, źle się czułam ze swoim ciałem i chciałam coś zmienić. To było jakieś trzy lata temu…
– Od razu złapałaś bakcyla?
– Nie. Pierwsze półtora roku chodziłam na zajęcia nieregularnie. Nie widziałam efektów, robiłam sobie przerwy, zniechęcały mnie początkowe trudności, siniaki, ból, otarcia. Dopiero kilkanaście miesięcy temu, kiedy postanowiłam tak na serio się zaangażować, zdałam sobie sprawę, że sama przedłużałam ten pierwszy okres, który faktycznie jest trudny. Ćwicząc systematycznie, dodatkowo włączając zajęcia z rozciąganiem i siłowe, ten czas kiedy w nową figurę wchodzi się z dużymi problemami, ciągle coś boli, a ciało jest posiniaczone, można bardzo wyraźnie skrócić. Dziś, gdy kogoś namawiam, żeby spróbował, od razu ostrzegam, że pierwsze trzy miesiące są po prostu trudne i trzeba to przejść, bo nie ma sposobu, żeby ten etap przeskoczyć.
– A potem ból mija?
– Mija. Naprawdę. Ciało wchodzi w rutynę, przyzwyczaja się do przyrządu jakim jest rura, zyskuje odporność. W tej chwili ból zdarza się rzadko i szybko mija, a siniaki, które kiedyś miałam zawsze, wcale się już nie pojawiają, nawet przy nowych ćwiczeniach i angażowaniu innych partii ciała. Pozostaje wysiłek, czasem strach, jakieś własne opory do przełamania, ale przede wszystkim jest satysfakcja, adrenalina, powiedziałabym nawet, że wyzwala się pewien rodzaj uzależnienia (śmiech). Ale to naprawdę fajne uzależnienie. W tej chwili mojej dzieci mają ferie i jesteśmy u mojej rodziny na drugim końcu Polski, więc już przed wyjazdem zorientowałam się, gdzie są kluby pole dance w okolicy i umówiłam sobie treningi (śmiech).
– Faktycznie wciąga…
– Jeszcze jak. Ale tu chodzi nie tylko o taniec, czy akrobatykę na rurze, ale o samopoczucie. Jakiś czas temu wszyscy w domu byliśmy chorzy, nie mogłam wychodzić przez dwa tygodnie i po prostu czułam jak z dnia na dzień moje ciało gorzej znosi to siedzenie. Po kilku dniach takiego bezruchu kręgosłup bolał mnie tak, że włożenie skarpetek było wyzwaniem. Czułam się jakby ktoś dał mi ciało 80-latki. Jak tylko mogłam wyjść z domu, poszłam na trening i jak nowo narodzona. Nic nie boli, ciało czuje się znakomicie, jakby miało 20 lat.
– Wspominałaś, że czasem namawiasz znajomych, żeby spróbowali. Jakich argumentów używasz? Dlaczego warto zapisać się właśnie na taniec na rurze?
– Rodzajów tańca na rurze jest wiele. Niektóre są nastawione właśnie na taniec, mają taki kobiecy, zmysłowy charakter. Inne są bardziej akrobatyczne, to właściwie gimnastyka sportowa z tym właśnie przyrządem. Można je łączyć, lub trenować oddzielnie. Już samo to pozwala wybrać taką formę jaka nam najbardziej pasuje. Ja nie ukrywam, że mnie ciągnie bardziej w stronę akrobatyki. A co się zyskuje dzięki tej dyscyplinie? Na pewno bardzo zmienia się ciało. Kiedy zaczynałam, ważyłam 70 kg, w tej chwili ważę 54 kilo. Straciłam 16, a tak naprawdę jeszcze więcej, bo mam znacznie większą masę mięśniową (a mięśnie są znacznie cięższe niż tłuszcz).
Ciało jest nie tylko szczuplejsze, ale przede wszystkim znacznie sprawniejsze, bardziej elastyczne, silniejsze, wytrzymałe. Ta dyscyplina wymaga bowiem sporej siły, żeby to swoje ciało wprowadzić i utrzymać w różnych pozycjach. Z kolei figury wymuszają ćwiczenie rozciągania, elastyczności. Pole dance, to też konieczność mierzenia się ze sobą, z lękiem, z niepowodzeniami. Myślę, że dodatkowym smaczkiem, który wyróżnia taniec na rurze, od innych form ćwiczenia jest taki rodzaj satysfakcji, który daje ci robienie rzeczy, których większość ludzi nie potrafi zrobić. Taka spektakularność, efektowność tego sportu. Trudno to opisać, dlatego wszystkich zawsze namawiam, żeby wbił w internet nazwisko Dimitry Politov. To mój pole dancowy idol, tego co on wyczynia na rurze nie da się opisać. Patrzę na jego pokazy i marzę, że kiedyś sama będę umiała zrobić taką czy inną figurę i to daje mi niesamowitego kopa.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do początków. Wspominałaś, że ciebie zniechęcał brak rezultatów. Jak przejść ten etap?
– Chyba trzeba się na niego po prostu nastawić. Z własnego doświadczenia wiem, że wielu osobom, które dopiero zaczynają, wydaje się, że owszem różne figury mogą być trudne, ale samo wejście na rurę, czy utrzymanie się na niej, wydaje się czymś bardzo łatwym. W ogóle nie zwraca się na to uwagi, to taki wstęp, żeby robić coś fajnego. Tymczasem te pierwsze, pozornie łatwe rzeczy, na początku są naprawdę dużym wyzwaniem. Jeśli człowiek to wie i nastawi się na to, że nie od razu się uda, że będzie ból i więcej porażek niż sukcesów (śmiech), to można to jakoś przełamać. Od razu też zachęcam, żeby równocześnie ćwiczyć – nawet w domu – rozciąganie i siłę (hantle, pompki, podciąganie). To bardzo wiele ułatwia i pozwala szybciej wchodzić w kolejne etapy treningu.
– Ile razy w tygodniu ćwiczysz taniec na rurze?
– Zajęcia z pole dance mam raz w tygodniu, ale wciągnęłam się też w szarfy, chodzę na siłownię, rozciąganie. Przyznam się, że wciągnęłam się do tego stopnia, że rurę i szarfy zamontowałam też sobie w domu (śmiech). Więc ćwiczę 4 – 5 razy w tygodniu. Po prostu to daje mi radość i powoduje, że świetnie się czuję. Także nie traktuję tego jak intensywnego treningu, tylko przyjemności, na którą znajduję czas kilka razy w tygodniu. Jest to dla mnie wspaniała pasja, jestem zwykłą amatorką, która uwielbia to co robi.